poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 11

*Perspektywa Michaela*
-Jake, ja muszę ją znaleźc! po prostu muszę!- paplałem zdenerwowany już kilka godzin
Kiedy obudziłem się dziś rano, doznałem szoku. Nie było jej, nigdzie. Ani jej ubrań, ani jej.
Czy zrobiłem coś nie tak? najwyraźniej. W tym problem, że nie wiem co.
Jestem zdołowany. Pierwszy raz obdarzyłem, jakąkolwiek dziewczynę, takim wielkim uczuciem.
-Mike, to nie laska dla ciebie. Jak nie ona, będzie inna- mruknął przeglądając gazete
-Ale ja nie chce innej, ok? Chce ją, tą samą która się codziennie rano do mnie pięknie uśmiechała- usiadłem obok niego i zakryłem twarz. Przewrócił tylko oczami na moją wypowiedź.
Taka była prawda. Chciałem ją. Taką śliczną jak zawsze. Z pięknymi oczami w których czaiły się iskierki szczęścia. Z uśmiechem który rozświetlał mój cały dzień. I z tym cudownym ciałem które przyprawiało mnie tamtej nocy o drzeszcze.

*Perspektywa Joy*
  Ulice Nowego Yorku były prawie puste. Była dokładnie 23:00, a ja tułałam się bez najmniejszego sensu po mieście.
Gdzie się teraz podzieje?
Gdzie zamieszkam?
Oczywiście, że tęskniłam za Michaelem. I to cholernie bardzo, cały czas. Czas leczy rany, chyba tak się mówi prawda? A starych ran nie powinno się rozdrapywac.
Jestem prawie pewna, że w tej chwili ludzie bawili się w jakichś ekskluzywnych klubach, pili, cpali, palili i robili te wszystkie durne rzeczy żeby choc na chwile oderwac się od tego nudnego i beznadziejnego życia. Spróbowałabym, czemu nie. Ale nie miałam kasy, pozatym moja kreacja nie była najlepsza. Wyglądałam jak bezdomna przy wszystkich których mijałam.

Głośna muzyka dochodziła do moich uszu przez co zaczęłam iśc w rytm danej piosenki. Nie zwracając na nic uwagi zaczęłam tańczyc na środku chodnika, kto mi zabroni?
Szczerze powiem, szło mi nieźle. To dzięki zajęciom na które chodziłam kiedy byłam mała. Naprawdę kochałam taniec, ale nie wiązałam z tym większej przyszłości.
Moje nogi szalały tak jak całe ciało. Nie zauważając, wpadłam na kogoś który upadł na chodnik z całej siły.
-Prze..przepraszam!- podniosłam się szybko patrząc na poszkodowaną przez moją osobę blondynkę która tylko wybuchła śmiechem
-Nie panikuj młoda- wstała chwiejąc się, była chyba lekko podpita- jest dobrze
-Nie zauważyłam cię- westchnęłam ciężko
-Żyje, nie widac?- zlustrowała mnie wzrokiem- a co taka drobna istotka tu robi?
-Nie wiem, nie mam gdzie sie podziac- wzruszyłam ramionami
-Kochana, to sie wręcz fantastycznie składa! mam wolną chate, cały dom tylko nasz- uśmiechnęła sie
-Ale..ale ja cie nie znam..- powiedziałam nie pewnie
-Wyluzuj, jestem hetero, nie jestem świrnięta, nie mam HIV- uniosła brwi- so?
-Nadal nie wiem kim jestes- odsunęłam się lekko
-Lucy, lat 26, nie pracuje, nie ucze się, nie robię tych wszystkich nudnych rzeczy, wystarczy?- zamrugała swoimi niebieskimi oczami
 Westchnęłam. Nie miałam chyba wyboru, prawda? Ulica a ta pijana blondynka? Wole blondynkę.
Wydaje się normalna, może trochę postrzelona, ale kto by na to patrzył?