czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 10

Promienie słońca przebijały się przez zasłony aby dotrzeć do chociaż jednego zakątku pokoju. Sypialnia nie była teraz w całkowitym porządku. Wszystko było porozwalane na skutek ostatniej nocy której obrazu przelatywały w mojej głowie co sekunde.
Czy dobrze zrobiliśmy? to nie powinno się zdarzyć, nie teraz.
Przyznaje. To była najlepsza noc w moim życiu. Ale gdybyście znali prawdę..no właśnie..gdybyście znali. Za wcześnie aby mówić.
Zostając, wpakuje go w jeszcze większe niebezpieczeństwo niż to w którym jest teraz przez znajomość ze mną. Nie mogę pozwolić aby coś mu się stało. To za wiele.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam jeszcze raz na niego.
Był piękny.
Jego loczki opadały na poduszkę w nieładzie, zupełnie jakby były poukładane. Usta delikatnie rozchylone, z których co jakiś czas wydobywało się ciche mruknięcie przez sen. Uśmiechnęłam się na ten widok.
Jego idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa unosiła się delikatnie. Smacznie spał.
Za wiele nie myśląc, wstałam i ubrałam się jak najszybciej mogłam.
W drzwiach spojrzałam na niego i zniknęłam za nimi. Powędrowałam prosto do mojego pokoju.
Sięgnęłam po moją czarną walizkę do której spakowałam swoje rzeczy a następnie przemijając pokój wzrokiem wyszłam nie pozostawiając po sobie ani jednego śladu. Bo mnie tam nie było, prawda?
Wróciłam ostatni raz do sypialni. Podeszłam do niego niepewnym krokiem bojąc się, że najmniejszy ruch go obudzi.
Złożyłam czuły pocałunek na jego ustach próbując się nie rozpłakać.
-A teraz śpij, śpij i zapomnij o tym, o mnie. Co widziałeś, co słyszałeś, co ze mną przeżyłeś i pomyśl, że to sen, że to wcale się nie działo. Tak będzie lepiej..-szepnęłam i pogładziłam jego miękki policzek
Chcąc nie chcąc, opuściłam pokój. Bo przecież musiałam.
Wyszłam z Neverlandu myśląc, że może kiedyś mi wybaczy i zrozumie dlaczego.

*Perspektywa Michaela*
  Obudziłem się. Miejsce obok było puste. Czy to mi się przyśniło? Niemożliwe.
Poduszka była jeszcze ciepła, dlaczego jej tu nie ma?
Spokojnie wziąłem prysznic i ubrałem się. Zbiegłem po schodach w niesamowicie dobrym humorze ale to co ujrzałem spłoszyło mój uśmiech.
Pustka.
Gdzie ona się podziała?
Jak najszybciej pobiegłem do pokoju w którym cały czas mieszkała. Tam też pusto. Nie rozumiem. Nie mogła mnie zostawic. Nie teraz.

*5 godzin poźniej, perspektywa Joy*
-taxi!-  krzyknęłam machając energicznie ręką aby wkońcu ktoś mnie zauważył, uff zatrzymała się.
-Gdzie panienka się wybiera?- zapytał uprzejmie starszy pan kiedy wsiadałam do środka auta
-Jak najdalej stąd- westchnęłam ciężko usadawiając się wygodnie
-Problemy z chłopakiem?- uniosł brwi spojrzawszy na mnie przez górne lusterko
-Można tak powiedziec- przygryzłam nerwowo warge
-Czasem potrzeba czasu- uśmiechnął się lekko
Samochód ruszył. Raczej już tu nie wrócę we własnej osobie. I dobrze. Nie pozna mnie. To będzie tylko brudna przeszłośc.